Bibliotekarz. Książki czytam, nie wącham.
Lubię paralotnie, czekoladę i Chiny.
Nie pijam kawy. Mówię, co myślę. Mieszkam nad Tamizą.
Chciałabym by ci, którzy obecnie tak chętnie produkują literaturę podróżniczą i pouczają swoich stąpających po omacku czytelników, zdobyli się na szczerość i dystans, które pięknie zaprezentował Nicolas Bouvier w swojej książce - wspomnieniu z podróży. Problem polega tylko na tym, że w dzisiejszych czasach pisarz często samozwańczo wstępuje na ambonę, by głosić filozofię podróżniczej światłości, nie pozwalającą czytelnikowi na skorzystanie z zasobów własnej inteligencji i jednocześnie zatykając usta bohaterom bo ci mogliby zagłuszyć pisarski słowotok.
U Bouviera znajdziemy coś innego. Znajdziemy opowieść o dawnej Europie, która powoli odradza się po latach wojennej zawieruchy, o Turcji czarującej nas zapachami i o Afganistanie, którego już nie ma. Nicolas Bouvier wraz z przyjacielem Thierrym Vernetem gdzieś na początku lat pięćdziesiątych postanowił dotrzeć do Indii. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie metoda: kapryśny środek transportu, mocno ograniczone fundusze oraz szalony pomysł przedzierania się bezdrożami Bałkanów, Turcji, Iranu i Afganistanu. Ale esencją tej klasycznej już książki nie jest podróż sama w sobie. To postrzeganie tego nieistniejącego już świata przez nieopierzonego młodego człowieka, który wraz z każdym przebytym kilometrem i każdą odbytą rozmową, staje się dojrzalszy i bardziej świadomy tego kim jest i kim się staje. Na początku lekko arogancki, napotyka problemy, które pomagają mu rozwiązać przypadkowi ludzie. Każdy z napotkanych ma swoją historię, każda droga snuje swoją opowieść. Każdy dzień to lekcja pokory.
Z perspektywy współczesnego czytelnika można śmiało powiedzieć, że Bouvier wybrał się w podróż po świecie, który dla nas już nie istnieje. Bałkany zryte snajperskimi kulami, Iranem dwadzieścia lat po opisanej w Oswajaniu świata podróży wstrząsnęła rewolucja a Afganistan to synonim odczłowieczenia. Tym bardziej interesujące wydają się opowieści Polki, którą wiatr historii przywiódł do Turcji czy właściciela knajpki, gdzieś na końcu świata.
Styl pisarski autora oraz rysunki jego przyjaciela wspaniale się uzupełniają. Nie ma tu wielkich słów, pompatycznych gestów. Jest prostota i zachwyt nas krajobrazem, architekturą i kulturą. Nawet gdy Vernet opuszcza przyjaciela by dołączyć do narzeczonej a nasz autor zmuszony jest podróżować owinięty w dywan na pace lokalnej ciężarówki, pomimo chłodu i głodu, zachowuje tę samą, wolnomyślicielską i otwartą postawę wobec przeciwności losu.
Nicolas Bouvier napisał jeszcze kilka książek traktujących o podróżach. A odwiedził między innymi Cejlon, Irlandię i Japonię. Ta pierwsza podróż okazała się być chyba najważniejszą. Autor zmarł w 1998 roku w Genewie. Pozostawił po sobie nie tylko cenny dorobek literacki ale i budującą myśl, iż "Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało". Oby to przesłanie towarzyszyło wszystkim adeptom wypraw nieznane.