Bibliotekarz. Książki czytam, nie wącham.
Lubię paralotnie, czekoladę i Chiny.
Nie pijam kawy. Mówię, co myślę. Mieszkam nad Tamizą.
Tak - jestem małą, szarą istotką, która gotowa jest ponieść konsekwencje swojej niewiedzy, braku zrozumienia i zapewne skrajnej niedojrzałości. Gotowa też jestem przyjąć wszelkie obelgi, jakie spadną na moją głową za to, że nie podobała mi się powieść Myśliwskiego.
Nie podobała mi się na dwóch płaszczyznach - koncepcyjnej oraz filozoficznej. Zanim zasiadłam do pisania tej notki, przesłuchałam sobie wywiady z autorem, zerknęłam do moich notatek polekturowych z Traktatu o łuskaniu fasoli, sprawdziłam zakładki z Ostatnim rozdania. Musiałam pomyśleć, co tak naprawdę przeszkadzało mi w powieści i dlaczego nie potrafię przyłączyć się do anielskich hymnów, wyśpiewywanych przez zachwyconych czytelników.
Nie śmiem zarzucać autorowi niespójności wywodu czy braku koncepcji. Koncepcja jest tylko, że czytelnik do końca nie dowiaduje się, o co naprawdę chodzi. Być może taka była idea Myśliwskiego by kolejny bezimienny bohater zastanawiał się nad uciekającym życiem i ziarenkami przesypującymi się w klepsydrze czasu. Dla mnie jest to kolejna postać w literaturze polskiej, upominający się o non omnis moriar, która koniecznie musi dokonać rozrachunku ze swoją przeszłością. U Myśliwskiego NN przerzuca kolejne stronice notesu i przypomina sobie kim są, ukryci za imionami i nazwiskami ludzie, którzy trafili do jego wysłużonego sztambucha. Czy był dla nich dobrym przyjacielem, czy kogoś skrzywdził - każda wątpliwość wymaga analizy. Męczącej dla czytelnika analizy.
Drugie moje zastrzeżenie i chyba najmocniejsze. Posłużę się cytatem: Wielkie to brzemię sam dla siebie człowiek. Myśliwski pisze, że lękiem napawa nas to, że jesteśmy a nie jesteśmy w stanie sprostać temu, że jesteśmy. Nie zgadzam się! Można i trzeba żyć w zgodzie ze światem, w zgodzie ze sobą. I ludzie są w stanie tego dokonać. Jak moglibyśmy kształtować nasze jutro bez akceptacji przeszłych dokonań? Dziwne to słowa w ustach pana w słusznym wieku, który z całą pewnością ma już pokaźny bagaż doświadczeń i do zgody z rzeczywistością powinien był dość już dawno. I tutaj pojawia się koronny argument Myśliwskiego - że istnieje tylko czas przeszły.
Drogi autorze - istnieje kontinuum czasów przeszłego, teraźniejszego i przyszłego. Z czasu przeszłego wyciągam wnioski by móc wieść szczęśliwe życie dziś i jutro. By przyszłość moich bliskich i moja była spokojna i radosna. Co takiego jest w grzebaniu się w przeszłości, że polscy autorzy tak chętnie sięgają po ten temat, jednocześnie usiłując nam wmówić, że tak być powinno? Jeśli moje życie ma sprowadzać się wyłącznie do odgruzowywania zakurzonych wspomnień to czy na pewno mówimy o życiu - tych tysiącach radosnych i smutnych chwil, które czekają byśmy ich doświadczyli?Czy raczej o bezpłodnej egzystencji, która skończy się równie szybko jak się zaczęła?
Panie Wiesławie - ja chcę żyć. Żyć teraz i żyć za trzy dni. Chcę celebrować każde spadające w mojej klepsydrze ziarenko. Ponieważ niezależnie ile ziarenek pozostało, każde z nich jest bezcenne. A powiedział mi to mój ukochany Dziadek, lat 86.