Bibliotekarz. Książki czytam, nie wącham.
Lubię paralotnie, czekoladę i Chiny.
Nie pijam kawy. Mówię, co myślę. Mieszkam nad Tamizą.
Nie tak dawno Gazeta Wyborcza opublikowała listę najbardziej oczekiwanych w tym roku książek. Na wspomnianej liście znalazła się również Małgorzata Szejnert ze swoją doskonałą opowieścią o Polesiu. Usypać góry. Historie z Polesia to bogata w smaki, zapach i kolory relacja o losach tej niezwykłej kresowej krainy, która zachowała swój niesamowity charakter we wspomnieniach mieszkańców i w pozostałościach starego świata, które wciąż można odnaleźć, podróżując po Polesiu. Ryszard Kapuściński zawsze marzył o tym, by napisać książkę o rodzinnych stronach. Nie zdążył. Ale z książki Szejnert z pewnością byłby dumny.
Usypać góry to, jak do tej pory, najciekawsza nowość roku 2015. Doskonały warsztat reporterski, intrygujący temat i nietuzinkowi bohaterowie. Szejnert opowiada losy Polesia z perspektywy odległej przeszłości jak i czasów współczesnych. Duże wrażenie zrobiła na mnie historia poleskich wojaży Louise Arner Boyd, która będąc gościem kongresu geograficznego w Warszawie, przez trzy miesiące podróżowała po Polesiu, fotografując i opisując zwyczaje i kulturę Kresów. Efektem tych podróży jest książka wydana w 1937 roku Polish Countrysides, niestety w chwili obecnej praktycznie niedostępna. Na początku lat dziewięćdziesiątych Znak wydał zbiór jej kresowych fotografii. I tutaj kolejny zawód - brak wznowień, brak egzemplarzy na rynku wtórnym.
Błota. Polesie, obraz Iwana Szyszkina
Małgorzata Szejnert poświęciła również obszerny rozdział Napoleonowi Ordzie, rysownikowi, pejzażyście, który na swoich akwarelach uwiecznił piękno kresowych rezydencji. Wspomniano o Zofii Chomętowskiej, wybitnej artystce, która uwieczniła kresowe życie na fotografiach, takich jak te:
Poznamy intrygujące losy kresowej rodziny Skirmuntów. Familia ta latami dbała o rozwój przemysłu cukrowniczego i winiarskiego na Polesiu. Ze Skirmuntów wywodzili się wybitni działacze społeczni i politycy, jak na przykład Konstanty Skirmunt. Koniec ich świata rozpoczął się wraz z niemiecką, a potem sowiecką agresją na Polskę. Ostatnich z kresowych przedstawicieli tego roku rozstrzelano w 1939 roku pod ścianą ich pałacu.
Bohaterowie Szejnert to również żydowski ród Luriów, którego fabrykę drzewną znacjonalizowano, zmuszając rodzinę do tułaczki. To Flotylla Pińska, niegdyś duma polskiej Marynarki, teraz jedynie hasło w zakurzonej encyklopedii. To zwykli mieszkańcy poleskich wsi, dla których Fiodor Klimczuk przetłumaczył Biblię. To entuzjaści, którzy w trudnych warunkach białoruskiej polityki, chcą dać twórcom kultury szansę na rozwój.
Pozornie mogłoby się wydawać, że rozdziały w Usypać góry są odrębnymi historiami. Jednak to mylne wrażenie. Książka to zwarta całość, która prezentuje czytelnikowi czar tej nieco zapomnianej kresowej krainy. Niedawno, w Polskim Radiu, trójka krytyków literackich zarzucała Szejnert, że książka jest niespójna, że nie ma tematu przewodniego. Cóż za bzdura! Tematem jest Polesie i jego mieszkańcy, dawniej i dziś. Bez niepotrzebnego patosu, bez sentymentalizmu, bez niejednokrotnie dominującego w dyskusjach o Kresach hasła o utraconej polskości.
Usypać góry. Historie z Polesia bazuje na doskonałej bibliografii, z której skrzętnie korzystam, delektując się obecnie Wspomnieniami z Wołynia, Polesia i Litwy Kraszewskiego. Książka ukazała się pierwotnie w 1940 roku. Coś mi się wydaje, że to wciąż początek mojej kresowej podróży po poleskich moczarach i uroczyskach.
Napoleon Orda, akwarela Podhorce